blaszak |
Wysłany: Pią 16:10, 10 Lis 2006 Temat postu: |
|
Relacja z koncertu, która ukazała się na stronie Progresji:
Miałem pewne obawy co do tej imprezy, przede wszystkim ze względu na organizatorów. Na szczęście, mimo paru potknięć i niedociągnięć natury logistycznej, pierwszy listopadowy koncert w Progresji można uznać za udany. To był wieczór dobrych wokalistów, bardzo ekspresyjnych wokalistów. Nie zabrakło również gimnastycznych popisów przed sceną...
Koncert rozpoczął się z ponad godzinnym poślizgiem. Na pierwszy ogień poszło Inhale. Słychać było, że chłopaki jeszcze za bardzo nie wiedzą, w którą stronę pójść i póki co tak się kiwają i kiwają, czasami rozjeżdżają, a nawet momentami (na szczęście tylko momentami) nudzą. Ciągnie ich ku graniu w klimatach niemieckich - Heaven Shall Burn, wczesny Caliban, czy Fear My Thoughts, za to w wolniejszych partiach jest zdecydowanie deathmetalowo. Jasny punkt to wokalista, który posiada dosyć dobry wygar i tego się chłopie trzymaj, a jak chcesz do tego jeszcze dołożyć czyste wokale, to czeka cię trochę pracy, bo w "rockowych rejestrach" nie przebijałeś się przez ścianę dźwięku. Tak więc, panowie, do kanciapy i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć oraz grać gdzie się da, a przy odrobinie samozaparcia i szczęścia będą z was ludzie
Następny występ okazał się wielką niespodzianką. Widziałem debiut Death Row na Show No Mercy w śniętej pamięci Nemo. Wtedy zjadły ich do spółki trema z nerwami i było dosyć biednie, ale w ten piątek w Progresji na scenie pojawił się całkiem inny zespół. Gratulacje!!! Wyluzowany tandem wokalistów - Ćwiara i Martinez - dbający o dobry szoł na scenie i kontakt z publicznością przez cały występ. Duże poczucie humoru w momentach podbramkowych, kiedy to perkusista spadł ze swojego tronu - Czy jest na sali inny bębniarz? Bardzo radosny żywiołowy występ, proste, szczere hardcorowe granie. Na deser zaserwowali "Crucified" z repertuaru Iron Cross. Kto przegapił Death Row 3 listopada, ma szansę na nadrobienie tej zaległości 10 listopada.
Blade Of Terror zapewniło sobie największą grupę wsparcia pod sceną. Kotłowało się bardzo mocno. I nie były to gimnastyczne popisy, ale machanie dynią dla rogatego. Zdecydowanie najbardziej metalowy akcent tego wieczoru. Brutalny death/thrash metal bez silenia się na techniczne fajerwerki, ale przecież nie chodzi o ilość zagranych dźwięków na sekundę, ale o to, aby ze sceny biło zło. I biło przepisowo, za sprawą blackmetalowych wstawek. Jak już się na maksa rozkręcili, to okazało się, że muszą kończyć, bo z przewidzianych 40 minut występu zrobiło się nagle 25. Ostatni numer wypadł dla mnie najsłabiej, ale szybko zrehabilitowali się podczas wymuszonego przez publikę bisu: Sepultura "Territory"!!! I nie mam pytań. Buła! Dlaczego cię nie było w piątek w Pro???
Obowiązkowa przerwa na zainstalowanie się na scenie kolejnej formacji grającej "najgorszy metal w mieście" (to słowa wokalisty) - Angst For The Memories. Zespół uważany za objawienie stołecznej sceny metalcorowej, typowany był na czarnego konia tego koncertu. Mieli zabić, albo przynajmniej roznieść w drobny mak! Według mnie misja wypełniona w 100%. Wokalista okazał się nieco spokojniejszy od innych frontmenów, za to ruchliwością nadrabiali obaj niewysocy gitarzyści. Z drugiej linii ostrzeliwał się potężny ponad dwumetrowy basista. Taki najgorszy ten wasz metal nie jest. Jest na czym powiesić ucho! Czekam na studyjne nagrania!
Poznańskie In Twilight's Embrace - kazało na siebie trochę poczekać i choć potem chłopaki starali się jak mogli, żeby to nadrobić, to i tak niedosyt pozostał, bo zagrali zbyt krótko. Gardłowy ITE - w tej roli wystąpił (tutaj niespodzianka!) Mateusz z Angelreich - byl non-stop w ruchu. Przemieszczał się po scenie od prawej do lewej, od lewej do prawej, kręcił młynki kablem od mikrofonu, wskakiwał na odsłuchy, atakował barierkę zabezpieczającą scenę - kipiał energią, jak wulkan. Aż dziw, że nie doszło do kolizji z gitarzystami i basistą, choć były gorące momenty Materiał z debiutanckiego "Buried In Between", stanowiący zdecydowaną większość setu, to kawałki doskonale wychodzące "na żywca". Wywołały u mnie podobne ciary, jak podczas występu Alienacji na Napalm Over Warsaw, przed kilkoma tygodniami. Hardcorowa rozpierająca energia i ciężar death metalu, to jest to!!!
Podsumowując: Nie od razu Rzym zbudowano... i nie zawsze uda się wszystko zapiąć na ostatni guzik na pierwszej imprezie. Udało się dojechać do, w miarę szczęśliwego końca, tak więc trzymam kciuki za grudniową edycję Sudden Death. - aNZ |
|